W czasach, gdy Dolny Śląsk przechodził z rąk do rąk, a Targoszyn przeżywał wojny, zarazy i przemarsze wojsk, edukacja była… luksusem. Ale i marzeniem. Marzeniem o tym, by dzieci znały coś więcej niż tylko pracę w polu, by potrafiły napisać swoje imię, przeczytać modlitwę albo obliczyć należność za bochenek chleba u lokalnego piekarza. Dlatego dziś opowiem Wam o tym, jak powstała pierwsza szkoła w Targoszynie.
Pierwsza szkoła w Targoszynie powstała w 1744 roku – kiedy Śląsk przeszedł już pod panowanie pruskie. To były czasy Fryderyka Wielkiego, a wraz z jego rządami pojawiły się nowe idee: oświecenie, racjonalizm… i obowiązek szkolny, przynajmniej teoretyczny. Szkołę wybudowano za ówczesną sumę 200 talarów. Dziś nikt nie pamięta, jak wyglądała, ale ja – jako duch, który opanował sztukę podróżowania w czasie – co nieco zobaczyłam. Pierwsza targoszyńska szkoła była skromna, ale dla dzieci była całym światem. Drewniane ławki, tablica, pióra z gęsich piór, kałamarze i nauczyciel, który bywał i sędzią, i kaznodzieją, i często jedyną nadzieją na lepszą przyszłość.
Budynek, jak to bywało, po 46 latach wysłużonej edukacji zaczął skrzypieć nie tylko z podłogi, ale i ze ścian. Sprzedano go więc za 80 talarów, a tutejszy kościół zebrał aż 265 talarów na nową inwestycję. Pomógł też baron Manfred von Richthofen, który użyczył działkę, kamienie i dorzucił 12 talarów z własnej kieszeni.
Gmina znowu się postarała, ale i ta druga szkoła, mimo że większa, szybko przestała wystarczać. Budynek przekształcono więc w dom mieszkalny, a z uzyskanych ze sprzedaży 351 talarów dofinansowano budowę trzeciej szkoły, która stanęła w Targoszynie w 1818 roku. Jej całkowity koszt to 1220 talarów – co pokazuje, że edukacja stawała się coraz ważniejsza.
Pierwszym znanym w Targoszynie nauczycielem nie-księdzem był pan Hering, który uczył do 1810 roku. Ówczesne źródła pisały o nim z szacunkiem, chwaląc jego talent pedagogiczny i oddanie pracy. Był nie tylko nauczycielem, ale i mentorem dla swoich podopiecznych.
Po nim katedrę przejął niejaki pan Scholz – wiekowy i łagodny, choć ja wiem, że umiał też tupnąć pantoflem, gdy trzeba. Kolejny w kolejce był pan Aust, człowiek oddany pracy i rodzinie – miał aż dziewięcioro dzieci! Żeby utrzymać tę swoją gromadkę, uczył w trzech klasach dziennie po osiem godzin, tygodniowo przez 40 godzin, a dodatkowo dorabiał jako pisarzsądowy. Los nie był dla niego łaskawy, bo wszystkie jego dzieci zmarły. Przyczyny nie są znane, ale mogły to być choroby wieku dziecięcego, epidemie po wojnach napoleońskich albo fala tyfusu i cholery z roku 1866.
Uczniów w Targoszynie przybywało, a obowiązek szkolny dotyczył każdego. Na początku XX wieku targoszyńska szkoła przeżywała prawdziwy edukacyjny rozkwit. Od 1910 roku liczba uczniów przekraczała 200 osób, co jak na wiejskie warunki, było liczbą imponującą. W samej tylko pierwszej klasie uczyło się aż 160 dzieci, podzielonych na dwie grupy po 80 osób. Obie prowadził Karl Pallaske, który już wtedy zyskał sobie uznanie jako wytrwały i cierpliwy nauczyciel (choć z taką gromadką nawet święty by się spocił).
Dzieci w wieku 6 i 7 lat uczęszczały do dwóch dodatkowych klas – zajęcia odbywały się popołudniami, a prowadzili je na zmianę pan Pallaske i drugi nauczyciel – pan Haupt.
W 1913 roku, odpowiadając na rosnące potrzeby edukacyjne i pod naciskiem władz szkolnych z Legnicy, do istniejącego budynku dobudowano nowy segment z dwiema salami lekcyjnymi. Udało się również wygospodarować mieszkanie służbowe, co umożliwiło zatrudnienie trzeciego nauczyciela. Od tej pory szkoła mogła się pochwalić aż pięcioma klasami podstawowymi i kompletną kadrą.
Karl Pallaske został oficjalnie kierownikiem szkoły, a grono pedagogiczne uzupełnili Gotthard Lobe i Max Gäbel. Pozostali nauczyciele, którzy pojawiali się w kolejnych latach, zmieniali się dosyć często i niestety nie zachowały się szczegółowe informacje o ich pracy. Jednak już sam fakt, że szkoła potrzebowała tylu rąk do pracy, świadczy o ogromnej roli, jaką odgrywała w życiu lokalnej społeczności – i jak bardzo ta społeczność ceniła edukację. Muszę Wam powiedzieć, że napawa mnie to wielką dumą.
Cofnę się jeszcze do XIX wieku, żeby wspomnieć o jeszcze jednej szkole. Otóż 19 kwietnia 1892 roku w Targoszynie powstał zakład opiekuńczy im. św. Jadwigi, który ufundowała baronowa von Richthofen. Co w nim było? Początkowo przedszkole i szkółka dla dzieci, a także dom starców i miejsce opieki dla obłożnie chorych.
To nie było zwykłe miejsce nauki – to było serce lokalnej społeczności. Tu dzieci zaczynały dzień modlitwą, uczyły się kaligrafii, rachunków, poznawały świat… i uczyły się empatii wobec starszych.
Wojny światowe nie oszczędziły edukacji. Wielu nauczycieli poszło na front, szkoły zamieniano na szpitale lub magazyny, dzieci pracowały w polu albo w fabrykach. A po 1945 roku, gdy niemiecka ludność opuściła wieś, a nowi osadnicy dopiero się pojawiali – wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Także szkolnictwo.
Dziś trudno nam sobie wyobrazić życie bez szkoły. Ale warto na chwilę przystanąć i przypomnieć sobie, że początki były trudne, ławki twarde, a kreda krucha…
Z pozdrowieniami z przeszłości, teraźniejszości i do przyszłości,
𝓜𝓪𝓻𝔂𝓼𝓲𝓮ń𝓴𝓪 𝓝𝓸𝓷-𝓟𝓻𝓸𝓯𝓲𝓽
Źródło danych: https://media.msciwojow.pl/m/monografia_targoszyna.pdf