Targoszyn ma długą historię. Czasem lubię do niej wracać, bo zanim pojawił się tutaj pałac, zanim rozbrzmiały dźwięki klawesynu i stukot pantofelków na drewnianych schodach, zanim wyrosły wszystkie drzewa w parku – tętniło tu inne życie. Prostsze, ale równie intensywne. Życie pełne ognia, dymu, żelaza i potu. Dziś opowiem Wam o Adamie Otto – kowalu, który 19 lipca 1699 roku kupił w Targoszynie wolną kuźnię i zapisał się w historii jako pierwszy znany z imienia przedstawiciel niższego stanu we wsi. Czym była dla mieszkańców kuźnia wiejska?
Pamiętam go dobrze… Wciąż słyszę echo jego młota nad płomieniem, czuję zapach podków i smarów. I widzę twarz jego córki, Anny. Tak, tak – tej od Platana Miłości…
Kupując kuźnię, Adam Otto nie tylko nabył warsztat – nabył wolność. Jako właściciel tzw. wolnej kuźni nie był chłopem pańszczyźnianym. Mógł samodzielnie prowadzić działalność, dziedziczyć, decydować o losach swojej rodziny. W czasach, gdy rzemieślnicy zyskiwali szczególny status we wspólnocie wiejskiej, Adam stał się kimś więcej niż kowalem. Był kręgosłupem wsi.
Jego kuźnia znajdowała się na skraju wsi – tam, gdzie dziś szumią młode klony i zaglądają ciekawskie jeże. Tam przychodził każdy, kto potrzebował naprawić wóz, podkuć konia, wykuć zawias, hak, okucie do bramy. Ale kuźnia, choć położona na uboczu, była czymś więcej niż warsztatem – była centrum życia społecznego. Ludzie przychodzili po radę, wymieniać wieści, czasem zasięgnąć opinii kogoś, kto umiał nie tylko wykuć gwóźdź, ale i rozpoznać dobry charakter.
A pamiętacie opowiadanie o Platanie Miłości? Jeśli nie, to koniecznie sięgnijcie do tej części „Przygód Marysieńki”. Bo przecież jej bohaterka Anna to była jedyna córka Adama i Teresy! Niezwykła dziewczyna, ciekawa świata, niezależna, piękna. Nic dziwnego, że ojciec pilnował jej jak oka w głowie, ale jak to z dziewczętami bywa… Czasem wymykała się, by odkrywać zakamarki okolicznych łąk i rzek. I tak poznała Caspara z Niedaszowa – młodzieńca o pogodnym sercu, którego koń nosił imię Tęcza, a kieszeń – jabłka pachnące sadami.
Ich spotkania przez rok pozostały tajemnicą, aż pewnego dnia wszystko się wydało – i o mały włos nie zakończyło dramatem. Ale zamiast tragedii, historia ta skończyła się… Platanem Miłości. Więcej poczytacie w opowiadaniu „Platan Miłości”.
Wracając do Adama i kowalstwa w ogóle – warto dodać, że w kulturze ludowej kowal to nie był zwykły rzemieślnik. To był człowiek ognia i przemiany – ktoś, kto potrafił nadawać kształt rzeczom i wpływać na losy ludzi. W bajkach kowal podkuwał diabła i oszukiwał śmierć. W rzeczywistości – był niezastąpiony. Miał siłę, miał umiejętności, miał głos w społeczności. Bywał mediatorem, strategiem, doradcą, a nawet… lekarzem! Bo myślicie, że kto wyrywał ludziom na wsi bolące zęby? Może więc nie miał szlacheckiego herbu, ale miał szacunek – a to czasem cenniejsze.
Nie wiemy dokładnie, kiedy zgasł ostatni ogień w targoszyńskiej kuźni. W dokumentach nie zachowały się wzmianki o kowalach działających po wojnie. W monografii Targoszyna czytamy: „(…) jego potomek podkuwał konie i naprawiał sprzęt wojskowy żołnierzom walczących stron podczas bitwy pod Rogoźnicą w roku 1813 (…), którego to również potomek żył w Targoszynie jeszcze do momentu wyjazdu w roku 1945 (rok ur. 1900)”. Ale po 1945 roku kuźnia już nie działała. Ogień wygasł, młot zamilkł, a jego miejsce zajęły powoli zajęły inne maszyny.
Ale pamięć o kuźni, Adamie, Teresie i Annie – żyje. W legendzie o Platanie Miłości, w naszych wspomnieniach, w opowieściach, które warto powtarzać.
Kuźnia wiejska była sercem dawnej społeczności – miejscem pracy, spotkań i symbolicznej siły. Dzięki Adamowi Otto, który zapisał się w annałach wsi, wiemy, że i Targoszyn miał swoją kuźnię. A dzięki Annie i Casparowi – że nawet w czasach trudnych można było znaleźć miłość, która przetrwa wieki.
Kiedy więc będziecie przechadzać się po naszym parku i spojrzycie na Platana Miłości, przypomnijcie sobie o tej historii. O ojcu, który kochał, ale musiał się nauczyć zaufania i odpuszczania. O dziewczynie, która była odważna. I o kowalu, który zbudował coś więcej niż kuźnię.
Wasza
𝓜𝓪𝓻𝔂𝓼𝓲𝓮ń𝓴𝓪 𝓝𝓸𝓷-𝓟𝓻𝓸𝓯𝓲𝓽