Czyli jak pies, koń i kot zostali terapeutami, zanim jeszcze powstały gabinety z kozetkami
Jeszcze zanim człowiek wymyślił terapię poznawczo-behawioralną, zanim zasiadł na krześle naprzeciwko terapeuty, a obok zapłonęła świeca sojowa o zapachu sosny i szans na nowe życie – był… koń. Tak, dobrze czytacie – koń. A potem pies. A jeszcze później kot. Bo zanim terapia z udziałem zwierząt zyskała swoją obecną nazwę i całą naukową otoczkę, zwierzęta po prostu były obok ludzi – towarzyszyły, wspierały, leczyły.
I dziś zabiorę Was w podróż przez historię tej niezwykłej formy pomocy.
Zaczęło się… jak zwykle – dawno temu. Już w starożytnej Grecji Hipokrates polecał jazdę konną jako „naturalną gimnastykę wzmacniającą ciało i ducha” – i w sumie trudno się z nim nie zgodzić. W XVIII wieku w Anglii William Tuke, właściciel szpitala psychiatrycznego w Yorku, jako jeden z pierwszych wpadł na pomysł, że opieka nad królikami czy ptakami może przynieść ulgę osobom cierpiącym psychicznie. I rzeczywiście – przynosiła. Pacjenci łagodnieli, stawali się bardziej otwarci, zaczynali rozmawiać. Jak pisze Fundacja SOS dla Zwierząt, była to forma wsparcia jeszcze pozbawiona metodologii, ale działająca w praktyce[i].
Przenieśmy się do XX wieku. W 1953 roku amerykański psycholog dziecięcy Boris Levinson zabrał na spotkanie z pacjentem swojego psa o imieniu Jingles. I… zdarzył się cud. Dziecko, które do tej pory nie chciało mówić, zaczęło komunikować się z czworonogiem, a potem z terapeutą. Levinson zrozumiał, że zwierzę może być pomostem między człowiekiem a jego lękami. W 1961 roku po raz pierwszy użył określenia „pet therapy”, a jego badania zapoczątkowały współczesną animaloterapię/zwierzoterapię[ii].
W Polsce początki dogoterapii sięgają lat 80. XX wieku. Za pionierkę tej dziedziny uważa się Marię Czerwińską, która w 1987 roku zapoczątkowała działania w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach. Wkrótce powstały organizacje, takie jak Fundacja CZE‑NE‑KA, a w 2004 roku utworzono Polski Związek Dogoterapii.
Terapia z udziałem zwierząt to nie tylko pies i koń. Różne gatunki przynoszą różne korzyści – i różne emocje.
Zwierzęta nie pytają o diagnozę. Nie oceniają. Ich obecność wpływa na:
Potwierdzają to liczne badania, które wskazują na mierzalne efekty terapeutyczne kontaktu z psem, koniem czy kotem.
Nie można zapomnieć o jednym: terapeuta na czterech łapach też ma uczucia. Dlatego współczesne standardy jasno określają zasady dobrostanu zwierząt w terapii. Zwierzę musi być szkolone, regularnie badane, mieć przerwy i… wolność wyrażenia „nie mam dziś nastroju”.
Historia terapii z udziałem zwierząt to historia bliskości. Przez wieki zmieniały się metody, pojęcia i techniki, ale jedno pozostało niezmienne: obecność zwierząt zawsze pomagała człowiekowi – niezależnie od tego, czy był rycerzem wracającym z bitwy, czy dzieckiem ze spektrum autyzmu.
Więc może warto dziś, zamiast tylko poczytać o zooterapii, po prostu… pogłaskać psa?
Wasza
𝓜𝓪𝓻𝔂𝓼𝓲𝓮ń𝓴𝓪 𝓝𝓸𝓷-𝓟𝓻𝓸𝓯𝓲𝓽
[i] Źródło: https://fundacjasosdlazwierzat.org/animaloterapia/
[ii] Giermaziak W., Fryzowska-Chrobot I., Terapie z udziałem zwierząt w leczeniu i rehabilitacji chorych i niepełnosprawnych, online: https://www.czytelniamedyczna.pl/6291,terapie-z-udzialem-zwierzat-w-leczeniu-i-rehabilitacji-chorych-i-niepelnosprawnych.html, dostęp: 7.07.2025