Lato – dziś kojarzy nam się z koloniami, wyjazdami nad morze, lody pistacjowe i krem z filtrem. Ale jak wyglądały wakacje dzieci sto, sto dwadzieścia lat temu, gdy Polska była pod zaborami, a Dolny Śląsk należał do Prus? Cofnijmy się w czasie i przyjrzyjmy się temu, jak dzieci spędzały letnie miesiące – bez TikToka, ale za to z wiadrem ziemniaków i rękami pełnymi malin. Oj, ja to doskonale pamiętam…
Dzieci na przełomie XIX i XX wieku miały o wiele mniej beztroskich chwil niż współczesne maluchy. Obowiązek szkolny obowiązywał, ale edukacja kończyła się zazwyczaj na poziomie podstawowym – a i to nie zawsze. W miastach dzieci częściej chodziły do szkół, na wsiach – zwłaszcza tych biedniejszych – szkoła przegrywała z obowiązkami domowymi i polowymi. A kiedy kończył się rok szkolny, zaczynał się… sezon prac rolnych.
Dla wielu dzieci mieszkających na wsi lato oznaczało intensywną pomoc w gospodarstwie. Maluchy zajmowały się pilnowaniem młodszego rodzeństwa, wypasem bydła, zbieraniem ziół i owoców leśnych. Starsze dzieci pomagały przy żniwach, karmiły zwierzęta, nosiły wodę z pobliskiej studni. Praca była ciężka, ale wykonywana wspólnie – dzieci, rodzice, dziadkowie – co budowało silne więzi i poczucie wspólnoty. A po pracy? Zamiast basenu – rzeka lub sadzawka. Zamiast lodziarni – jagody z lasu.
Choć obowiązków nie brakowało, dzieci miały też swoje małe przyjemności. Bieganie boso po łące, budowanie tam na potoku, zbieranie polnych kwiatów czy słuchanie opowieści starszych przy ognisku – to były ich atrakcje. Codzienność była pełna kontaktu z przyrodą i działała kojąco – dziś powiedzielibyśmy: jak naturalna terapia sensoryczna.
W większych miastach Dolnego Śląska sytuacja wyglądała nieco inaczej. Klasa robotnicza, która stanowiła znaczną część społeczeństwa, często nie miała możliwości wysłania dzieci na wieś. Zdarzało się, że dzieci pracowały w warsztatach, fabrykach lub jako pomoc domowa. Zamożniejsze rodziny pozwalały sobie na wysłanie dzieci na letniska – do krewnych na wsi lub do pensjonatów w górach.
Pod koniec XIX wieku zaczęto dostrzegać potrzebę organizowania wypoczynku dla najmłodszych, zwłaszcza z biedniejszych rodzin. W 1872 roku w Niemczech (do których należał wówczas Dolny Śląsk) powstało Stowarzyszenie Kolonii Wakacyjnych, które organizowało wyjazdy dla dzieci z miast na wieś. Były to praprzodkinie dzisiejszych kolonii – zorganizowane, choć bardzo skromne wyjazdy, często prowadzone przez nauczycieli i księży.
Echa tych inicjatyw dotarły także na tereny dzisiejszej Polski, również na Dolny Śląsk. Choć kolonie były z początku dostępne głównie dla dzieci niemieckich, z czasem dołączali także uczniowie szkół katolickich czy parafialnych. Były to wyjazdy krótkie, ale dla wielu dzieci – pierwsza okazja, by zobaczyć inne miejsce niż własna wieś.
Dzieci z tamtego okresu nie miały telefonów ani internetu. Ale nie oznacza to, że nie dokumentowały wakacji. Popularne były pamiętniki, zeszyty pełne rysunków i zapisków. Dziewczynki szyły lalki z gałganków, chłopcy wycinali figurki z drewna. Zabawy były inne – ale równie ważne i rozwijające.
Jak widać, dzieciństwo na przełomie XIX i XX wieku było trudniejsze, ale pełne bliskości, natury i wspólnoty, czego często brak dzieciom współcześnie. Dlatego może właśnie teraz, kiedy mamy kolejne wakacje, warto czasem wyłączyć Wi-Fi i poczuć się jak dziecko sprzed stu lat?
Wasza
𝓜𝓪𝓻𝔂𝓼𝓲𝓮ń𝓴𝓪 𝓝𝓸𝓷-𝓟𝓻𝓸𝓯𝓲𝓽