Czy zdarzyło Wam się kiedyś wyjść na spacer po lesie i poczuć, jak wszystkie problemy życia miejskiego rozpuszczają się niczym kostka cukru w herbacie? Nie, no.. wezmę inny przykład. Cukier jest niezdrowy. Może… szczypta stewii? Nieważne zresztą. Ważne, że natura ma niesamowitą moc, a dzisiaj napiszę Wam, jak zielona terapia działa na nasze zdrowie… psychiczne.
Zielona terapia to nie tylko modne hasło, ale coś więcej – to uzdrawiający balsam, którym „masuje” nasze zmysły natura, kiedy wkraczamy na jej terytorium. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy jak bateria, która powoli się wyczerpuje w miejskim zgiełku. Spacer po parku czy po lesie jest dla nas jak podłączenie do ładowarki o nieskończonej mocy! Japończycy nazywają to „Shinrin-yoku” (kąpiel leśna), a my po prostu – spacer po parku, ale z większą świadomością.
Choć rzadko myślimy o tym w ten sposób, nasi przodkowie wcale nie potrzebowali specjalistycznego nazewnictwa, żeby wiedzieć, że przyroda działa cuda. Zanim ludzie zaczęli budować domy odgradzające ich od natury, spali w jaskiniach i szałasach, będąc jej częścią. A nawet później, gdy cywilizacja szła naprzód, bogaci arystokraci tworzyli sobie pałacowe ogrody i parki. I nie tylko po to, żeby się nimi chwalić przed innymi bogaczami. Przede wszystkim dlatego, że zielona przestrzeń była dla nich jak strefa wellness, i to tuż przy domu. Nawet w literaturze i sztuce las często symbolizował schronienie i spokój. Tak więc, jeśli wydaje nam się dzisiaj, że oddając się tzw. kąpieli leśnej, działamy według jakiegoś współczesnego trendu, wcale tak nie jest. My po prostu lgniemy do tego, co jest dla nas – nomen omen – naturalne – do natury.
Badania dowodzą, że kontakt z przyrodą redukuje stres, obniża ciśnienie krwi i poprawia nastrój. Pisząc „kontakt z przyrodą” nie mam na myśli godzin spędzonych w parku czy lesie z telefonem w ręku. Chodzi mi o prawdziwe, fizyczne zanurzenie się w zieleni.
Psychologowie wręcz zalecają „naturalne środowisko” jako część terapii, i to bez recepty i skutków ubocznych, no może poza może kilkoma ukąszeniami komarów i złapaniem od czasu do czasu kleszcza.
Zielona terapia jest coraz popularniejsza i stosowana w wielu miejscach na świecie, w tym także w Polsce. To nie tylko hortiterapia, czyli ogrodoterapia, i nie tylko leśne kąpiele. To także hipoterapia, dogoterapia czy coraz popularniejsza ostatnio alpakoterapia.
W naszym przypałacowym parku piękne drzewa, łąkowe kwiaty i trawy można nie tylko podziwiać, ale wręcz zatonąć w nich i już po kilku minutach poczuć, jak stres odlatuje niczym motyl. Albo duch 😉 Już samo obejście naszej ścieżki dydaktyczno-historycznej „Odkrywaj z Marysieńką” to cudowny relaks wśród natury.
Park już mamy, ale chcemy, żeby Targoszyn kojarzył się z totalnym relaksem, powrotem do zdrowia fizycznego i psychicznego. Dlatego chcemy tutaj stworzyć w przyszłości także ośrodek, w którym terapeutami będą zwierzęta – konie, psy i alpaki.
Jeśli jeszcze nie spróbowaliście takiej zielonej terapii, najwyższy czas to zmienić! Bo często najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze? W dodatku za darmo. Kiedy więc znowu poczujecie, że stres narasta, że cewki Wam się przepalają, a poziom baterii jest bliski zeru, zamiast kolejnej kawy, wsiadaj w auto czy na rower i hop hop hop – do Targoszyna. Uwierzycie w to, co piszę, kiedy tylko przekroczycie furtkę do parku. Wizyta u nas to nie tylko piękne miejsce, ale także darmowa sesja terapeutyczna!