Czy każda droga ma swoją historię? Niekoniecznie. Ale są takie, które oprócz tego, że wiodły z punktu A do punktu B, dorobiły się jeszcze własnej nazwy – i to nie z rozporządzenia urzędników, tylko z czystej… ludowej ironii. Taką właśnie jest „droga Richthofena”.
Dziś zabieram Was na przejażdżkę „Drogą Richthofena”, która pojawiła się w końcówce XIX wieku w okolicach Targoszyna. A wszystko przez jednego barona i jego upór, żeby uprawiane na jego polach buraki trafiły tam, gdzie powstanie z nich cukier, czyli do cukrowni w Goczałkowie…
Nie tak dawno pisałam Wam o budowie kolei i dróg w Targoszynie i okolicznych miejscowościach. W monografii naszej wsi zapisano, że w 1891 r. Targoszyn otrzymał nowe połączenie drogowe z dworcem kolejowym w Rogoźnicy, a co za tym idzie – także z głównym traktem świdnicko-jaworskim. Historia, którą chcę Wam dzisiaj opowiedzieć, wydarzyła się trzy lata później, kiedy to wybudowano nową drogę biegnącą z Targoszyna przez Mściwojów i Luboradz do Skały (przebiega ona równolegle do starej drogi gruntowej).
Tutejsi mieszkańcy nazwali tę drogę żartobliwie „Drogą Richthofena”. Dlaczego? I skąd takie żarty? I o jakiego Richthofena chodziło?
Otóż w drugiej połowie XIX wieku starostą jaworskim i właścicielem majątku ziemskiego w Mierczycach niedaleko Targoszyna był baron von Richthofen. Niestety, imienia owego barona nie znamy, a strzelać nie będę, bo jak wszyscy wiedzą, Richthofenów w naszej okolicy było jak Mazurków na Lubelszczyźnie, czyli… jak psów 😉 Nie był to w każdym razie „nasz” baron Manfred, który jak wiadomo – był wysoko postawionym wojskowym.
Ale choć przedstawicieli tego szlacheckiego rodu było na Dolnym Śląsku wielu, to właśnie ten konkretny baron von Richthofen z Mierczyc stał się bohaterem anegdoty, która przetrwała dekady i utorowała drogę… nowej drodze. Powodem żartów było częste korzystanie z niej właśnie przez ówczesnego starostę jaworskiego do transportu plonów buraczanych z Mierczyc do cukrowni w Goczałkowie.
Wozy wiozące buraki z majątku starosty jaworskiego musiały tak często jeździć tą nową trasą, że mieszkańcy zaczęli utożsamiać ją z tylko jego osobą. iI to na tyle skutecznie, że nazwa „Droga Richthofena” przylgnęła na dobre.
Cukrownia w Goczałkowie funkcjonowała od 1860 roku i była jednym z głównych ośrodków przetwórstwa buraków cukrowych w tej części Dolnego Śląska. Baron z Mierczyc, jako właściciel majątku ziemskiego, musiał więc zorganizować sobie niezawodny i jak najkrótszy szlak do punktu odbioru. Stąd zapewne wybór drogi przez Targoszyn.
Transporty z plonami odbywały się w sezonie codziennie, a że droga była nowa, trudno, aby mieszkańcy nie zauważyli, że jest tak mocno eksploatowana przez jednego człowieka. Nic dziwnego, że zyskała własną nazwą.
Na mapach nie znajdziecie „Drogi Richthofena”. Nie oznaczono jej żadnym znakami ani pamiątkowymi tabliczkami. Ale pamięć mieszkańców, przekazywana z pokolenia na pokolenie, dodała tej trasie znaczenia, jakiego nie mają niejedne obwodnice.
To również przykład, jak historia lokalna nie jest pozbawiona humoru, a dawni mieszkańcy Targoszyna, o których też niedawno pisałam, byli takimi samymi ludźmi, jak my dzisiaj, choć żyli w innych czasach. Bo przecież żaden baron nie kazał nazwać drogi swoim nazwiskiem – to ludzie, widząc dzień w dzień wozy wiozące buraki, postanowili zażartować. I tym żartem zachowali cząstkę przeszłości.
Dziś droga z Targoszyna do Skały (miejscowość w gminie Wądroże Wielkie) wciąż istnieje i wciąż jeżdżą nią ludzie. Może już nie baronowie, ale warto, przejeżdżając nią, pomyśleć o tym, jak lokalne anegdoty mogą stawać się kawałkami większej układanki historii. Legenda o mnie też przecież wciąż jest żywa, prawda?
Wasza
𝓜𝓪𝓻𝔂𝓼𝓲𝓮𝓷́𝓴𝓪 𝓝𝓸𝓷-𝓟𝓻𝓸𝓯𝓲𝓽